czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 10 - 7 days.

Tydzień. Całe 7 dni. 168 godzin. Bez niego, jego zapachu, śmiechu, humoru, śniadań, oczu i całego jego. Czy tęsknie? Jak ostatnio idiotka na tej zjebanej planecie, czyli tak. Nie da się tego słowami wypisać.

"Mijam dni kolejneOne jak zaklęteWszystkie takie sameWszystkie Ciebie pełnePowiedz jak ból zabićPrzestać z innym walczyćRaz na zawsze płomieńTej miłości zgasić"

Telefon dzwoni, bez przerwy. Tylko zmieniają się imienia i zdjęcia kontaktowe. Lewy, Mario, Kuba, Marco, Łukasz, Leo, Ilkay.. Wspomnienia kręcą się w głowie jak pokaz slajdów. Byłam na treningach, trenowałam udaje że wszystko jest dobrze, że nie cierpię. Lecz dziewczyny rozumieją, one wiedzą.. Chłopaki próbują złapać ze mną kontakt, nawet byli na paru treningach.. Trener rozumie, powiedział że zdjęcia które mam starczą na parę tygodni więc mogę odpocząć. Gazety piszą, o rozstaniu. Lecz czy on tęskni? Widziałam artykuły z gazet, jak chodzi po imprezach... pijany... Może już zapomniał? Może ja nie byłam jego właściwą? Może..
Takie przemyślenia męczą mnie co nocy, dziś już wytrzymałam tydzień, całych 7 dni bez niego i chłopaków ale daje sobie radę, na razie... Spakowałam swoje torby, i wyszłam do taksówki która miała mnie zabrać na lotnisko. Lecimy do Madrytu, Hiszpanii. By zagrać z Realem, lecz jaki jest mój problem? Jeden samolot, dwa zespoły. Niestety, chłopaki lecą z nami ponieważ też będą grać tam mecz. Jebać to, jestem chora.. Psychicznie... Na dodatek. Na siebie dziś założyłam dresy;

W taksówce zadzwonił telefon, kiedy szybko spojrzałam był to Moritz. On jedyny nie uczestniczył w tej sytuacji wtedy ponieważ biedny zachorował, rozmawiałam z nim parę razy. Chłopak był przy mnie w najtrudniejszych dla mnie chwilach. Odebrałam telefon po chwili,
-Słucham?
-Hej, słońce! Jak się czujesz? Będziesz zaraz na lotnisku? 
-Hej, Moritz! Żyję, jakoś... na razie.. Yhmm, tak już za chwilę!
-Dobrze, poczekam na ciebie przy odbiorze biletów!
-Spoko, do zo ba kochanie!
-Paa, serce!
Rozłączyłam się i od razu wysiadłam z taksówki. Zapłaciłam i podziękowałam. Na lotnisku był nie zły tłum ludzi, szybko znalazłam odpowiednią bramkę gdzie chyba już wszyscy stali i czekali widocznie tylko na mnie? Podałam bilet i paszport i podbiegłam do Moritza którego mocno przytuliłam.
- I co tak będziesz paradowała w samej bluzie i biustonoszu?
Zaśmiał się Mo,
- A co, gdzieś pisze że nie można?
Powiedziałam i pierwszy raz od ostatniego tygodnia się uśmiechnęłam.. Miło było znowu użyć tych mięśni.
Poszliśmy z Mo już w stronę samolotu, był to samolot prywatny więc nie musieliśmy czekać. Lecz haczyk był taki, że miejsca były ustalone. No a na moje zjebane szczęście którego widocznie nie mam zostałam posadzona między Marco a Mario. Myślałam że się rozpłacze, a nie było nawet JEDNEGO, jedynego wolnego miejsca.. Włożyłam słuchawki do uszu i ignorowałam całkowicie wszystko i wszystkich.

Po jakimś czasie zaczęłam się budzić, i wtedy usłyszałam miłą rozmowę...

-
To ty nauczyłaś mnie jak kochać
Pokazałaś jak chcesz żyć
Tańczyć tańczyć wciąż się bawić, sobą być
To Ty nauczyłaś mnie jak kochać
Zrozumiałem jak chcesz żyć
Tracę czas a poza tobą
Nie mam nic

-
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Następny rozdział dodam po 5 komentarzach!
Miłego dnia :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz!
Thanks for leaving some nice words!